Ten post mógłby nigdy nie powstać. Psychologika dalej wisiałaby swoim niewzruszonym życiem w sieci, od czasu do czasu odwiedzana przez zabłąkanych gości. Nieaktualizowana, dźwigająca ciężar tekstów, które odnoszą się do zapomnianych historii, albo tych, które opowiedziane zostały za wcześnie.
Psychologika mogłaby nigdy nie powstać. A większość niewypowiedzianych narracji nadal układałaby się w milczące zdania, które tworzą się przypadkowych momentach i giną z braku formy. W zasadzie niewiele by się zmieniło. Poza poczuciem, że jej nagłe powstanie, w przypływie chęci tworzenia, wcale nie było tak przypadkowe, jak mogłoby się wydawać. I że raz powołana do życia ma prawo odkrywać nowe treści. I że tym niewypowiedzianym zdaniom powinno pozwolić się wybrzmieć.
Tak, ten wpis to zapowiedź powrotu. Choć Psychologika tak naprawdę nigdy nie odeszła. Szukała jedynie potwierdzenia swojego miejsca. Specjaliści od pozycjonowania stron powiedzieliby, że psychologika to kamikaze, że w postach trzeba od razu przechodzić do meritum, że treść musi być jasna i czytelna od początku do końca, a każdy akapit powinien puchnąć od nadmiaru słów kluczowych. Aż rozerwie się w szwach. Aż znikną wszelkie obawy przed lekturą niewłaściwych treści.
Dlatego życzliwie uprzedzam. Psychologika preferuje formę nad machinalną czytelność.
I niedopowiedzianą treść nad precyzyjność opisu. W dzisiejszych czasach to luksus, pozwalać sobie tracić czas na takie fanaberie.
Skoro już mamy wstęp za sobą, pozwólcie, że wytłumaczę, jak to się stało, że w ten duszny lipcowy dzień Psychologika zdecydowała się wziąć tak głęboki oddech i przypomnieć o swoim istnieniu. W tym roku minie sześć lat od pierwszego wpisu. To długi okres, lecz samych artykułów nie ukazało się zbyt wiele. Niektóre z nich jednak przebiły się do szerszego grona odbiorców. Udostępniane były na różnych portalach, a zdarzyło się, że cytowano je w pracach dyplomowych. Choć przyznam, że przywiązana do tradycyjnych standardów cytowań, nie jestem pewna, czy wpis na blogu to wiarygodne źródło wiedzy.
Z uśmiechem na ustach obserwowałam, jak niektóre artykuły znajdują uznanie w całkowicie odmiennych światopoglądowo środowiskach. I było mi tak zwyczajnie miło usłyszeć, że ktoś uznał moje teksty za wartościowe. Ku mojemu zaskoczeniu wokół bloga zebrała się niemała społeczność, która nadal rośnie, pomimo milczenia Psychologiki. I że niektórzy wciąż czekają, wierząc, że narrator zgodzi się prowadzić dalej fabułę.
To wszystko drobne rzeczy. Psychologika z założenia nie jest miejscem narażonym na jakieś spektakularne sukcesy. Nie ma komercyjnego charakteru, nie ma przynosić zysku, w zasadzie to nawet nie ma jasno sprecyzowanego celu. Każdy może znaleźć go dla siebie.
Wszystkie te znaki podpowiadają, że to miejsce ma swój sens, nawet jeśli sama nie zdaję sobie z tego sprawy. I że dobrze, gdyby istniało, na wypadek, gdyby znalazł się choć jeden czytelnik, który odkryje w tym blogu wartość dla siebie i podzieli estetykę moich narracji. A ja pozwolę im zyskać dostrzegalną formę. Pozwolę im odetchnąć – nie tylko w tym dusznym lipcowym dniu.