Nie będzie szczególnie odkrywcze stwierdzenie, że Polacy mają nikłą wiedzę o porządku prawnym. Poza niekompetencją w tym zakresie w oczy rzuca się jednak także brak szacunku dla prawa. Wynika to z wielu uwarunkowań społeczno – historycznych, na których się nie znam, wobec czego nie będę ich analizować. Niektórzy wskazują, że taka sytuacja jest wynikiem długoletniego braku samostanowienia Polaków. Rozbiory, a następnie okupacja doprowadziły do wprowadzenia prawa państw zaborczych, które było odrzucane jako element obcy. Nie było powodu, by identyfikować się z prawem utożsamianym z symbolem opresji. Sytuacja jakiś czas temu się zmieniła, prawo – nawet to pochodzące z UE – jest naszym prawem. Mimo tego Polacy mają o nim nikłe pojęcie, a co jeszcze gorsze nie szanują tych, którzy o nim coś wiedzą. Nie będę analizowała kondycji polskiego sądownictwa, bo na ten temat pisze się i mówi aż za dużo. Naszła mnie jednak refleksja dotycząca wiedzy Polaków o ich własnym prawie i ich stosunku do niego.
Po pierwsze, w Polsce brakuje edukacji prawniczej, z której mógłby skorzystać każdy obywatel. Podstawy prawa cywilnego, karnego i administracyjnego powinny być obowiązkowym elementem edukacji gimnazjalnej, w takim zakresie, by uczniowie wiedzieli, czym jest ustawa i gdzie ją można znaleźć – tak jak wiedzą, w jaki sposób korzystać z encyklopedii. Powinni mieć podstawowe informacje o sądownictwie i zawodach prawniczych. Ponadto szkoła na tak wczesnym etapie powinna kształtować określone postawy, przykładowo czytania umów przed ich podpisaniem, zwracania się do prawników z prośbą o informację o ich konsekwencjach. Do prawników ludzie zwracają się z prośbą o poradę, kiedy niewiele już można zrobić. Szkoła powinna podkreślać profilaktykę prawną, tak jak podkreśla profilaktykę zdrowotną.
Tymczasem, nasz system edukacji udziela dostępu do wiedzy prawniczej najczęściej dopiero na etapie studiów wyższych. Wówczas studenci uczą się żonglowania przepisami prawnymi. Nie uczą się jednak szacunku dla prawa. Kto z prawników na studiach nie usłyszał, że “ustawodawca jest idiotą”, że “ustawa jest gniotem”, że “sąd oszalał”? To, że jakość aktów prawnych pozostawia wiele do życzenia, a tezy wyroków budzą wątpliwości – to jedna sprawa. To, że prawnicy nie mają w ogóle szacunku do narzędzi swojej pracy to inna kwestia i w mojej ocenie zasługuje na dezaprobatę. Debata publiczna, pt. “ustawodawca jest idiotą” sprawia, że w Polsce prawa się w ogóle nie szanuje. Trudno szanować bowiem coś, czego się nie zna, a o czym się bez przerwy słyszy, że jest bublem. Miałam przyjemność krótkiego studiowania w Austrii. Kiedy wykładowca nie zgadzał się się z jakimś orzeczeniem, mówił o tym w niezwykle wyważony sposób. Wskazywał na argumenty “za” i “przeciw”, omawiał przesłanki, by uznać inaczej. Austriacy też często nie zgadzają się ze swoim ustawodawcą i orzecznictwem – bo szacunek dla prawa nie oznacza jego bezwarunkowej akceptacji. Jednak zwracając się do studentów, pamiętają, że kształtują nie tylko wiedzę, ale też postawy przyszłych prawników.
Po drugie, przekaz medialny na temat polskiego systemu prawa jest absurdalny. Popularne seriale, których akcja toczy się na sali sądowej, wskazują, że w polskich sądach stosuje się amerykańskie prawo i procedury. Ludzie żądają milionowych odszkodowań bez podstawy prawnej, a pozwy wnoszą w prokuraturze. Adwokaci sami sobie wzywają świadków do sądu, przechadzają się po sali sądowej w trakcie ich przesłuchania oraz wnoszą sprzeciwy, gdy nie podoba im się zadane pytanie. Sąd jest zawsze w składzie co najmniej trzyosobowym, obraduje oczywiście w sali posiedzeń Sądu Najwyższego, wyznacza kolejne rozprawy dzień po dniu, a każdą swoją decyzję zatwierdza klepnięciem młotka. Zastanawia mnie, dlaczego dana stacja telewizyjna nie może zatrudnić prawnika w celu skonsultowania scenariusza, tak jak w serialach o lekarzach zasięga się konsultacji medycznej? Obraz wymiaru sprawiedliwości przedstawiany w mediach można porównać do sytuacji, w której serialowy bohaterski chirurg przyszywa pacjentowi nogę w miejsce głowy. Medycyna wszak idzie cały czas do przodu.
Po trzecie, społeczeństwo nie ma żadnego pojęcia o głównych instytucjach prawnych. Polacy często myślą w kategoriach honoru i subiektywnie pojmowanej sprawiedliwości. Mało kto uważa, że obowiązkiem każdego człowieka jest prowadzenie swoich spraw starannie. Później ktoś podpisuje umowy np. pożyczki, których nie przeczytał, z wielką łatwością wydaje uzyskane pieniądze, a kiedy przychodzi pora zwrotu twierdzi, że został oszukany. Przecież nie można wymagać od niego zwrotu pieniędzy, bo on jest biedny, a bank bogaty. Jeżeli sąd nie przychyli się do jego argumentacji, usłyszeć można, że wymiar sprawiedliwości chroni “oszustów i złodziei”. Poza tym bank może być zagraniczny, a wówczas sąd “to zdrajca,bo pomaga obcym”. Często spełnienie cudzych roszczeń ludzie uzależniają od subiektywnie postrzeganej postawy moralnej swoich wierzycieli. Uważają, że to czy ktoś jest miłym lub niemiłym człowiekiem ma zasadniczy wpływ na przysługujące mu prawo własności. Zdarzyło mi się rozmawiać z kobietą, która przez 10 lat nie płaciła czynszu najmu za mieszkanie. W końcu właściciel pozwał ją do sądu, domagając się zasądzenia zaległości czynszowych za ostatnie 3 lata, tzn. w części nieprzedawnionej. Ona twierdziła oczywiście, że te pieniądze mu się nie należą, gdyż istnieje podejrzenie, że “on ma sprawę w prokuraturze”. Nawet jeśli nie ma, to “przecież wie Pani ile jest przekrętów przy nabywaniu kamienic w Krakowie”.
Poza dziwnie pojmowaną moralnością, która rządzi poczuciem sprawiedliwości, ludzie często uważają, że sąd ma nieograniczone możliwości dochodzenia prawdy. W związku z tym idą do sądu, mając nadzieję, że zobaczą siwogłowego starca, który swym przenikliwym wzrokiem prześwietli myśli i uczucia stron, wydając jedyne słuszne rozstrzygnięcie. Same strony w tym nie pomagają – nie przedkładają dowodów, które mają służyć poparciu ich tez, często takimi dowodami nie dysponują, bo nie zadały sobie trudu, by je zabezpieczyć. Przegrywają wówczas, bo nie rozumieją, że to na nich spoczywa ciężar udowodnienia okoliczności, z których istnienia wywodzą skutki prawne.
W Polsce kultura prawna nie istnieje. Kiedy się choruje, idzie się do lekarza. Natomiast nie ma zwyczaju chodzenia po poradę do prawnika. Ludzie, chcąc zaoszczędzić, podejmują ryzyko podpisywania niezrozumiałych umów, wikłają się w niesprawdzone interesy. Wolą samodzielnie napisać pozew lub wniosek, a sąd następnie będzie kilkakrotnie wzywał ich do uzupełnienia braków, co w ten sposób doprowadzi do przedłużenia postępowania.
To że postępowania sądowe trwają w Polsce zdecydowanie za długo to fakt, lecz ta okoliczność nie odstrasza póki co ludzi od korzystania z usług wymiaru sprawiedliwości, który zasypywany jest kilkunastoma milionami spraw rocznie. Z ubolewaniem stwierdzam jednak, że nieposzanowanie prawa jest cicho akceptowane przez same sądy, które spolegliwie przyglądają się niestosowaniu się przez strony do ich decyzji.
48 comments On O polskim nieposzanowaniu i nieznajomości prawa
Zgadzam się, że szkoła powinna uczyć o prawie, tylko w sensowny sposób. Kiedy zaczęłam pracować z młodzieżą (edukacja pozaszkolna) nie mogłam uwierzyć, że dokładnie wiedzą np. ilu mamy posłów, znają daty początku i końca poszczególnych kadencji, ale mają problem z odpowiedzią na pytanie czym się zajmuje parlament czy jakie są obowiązki posłów i senatorów. Nie mogę też zrozumieć zdziwienia, jakie budzę w bankach itp. kiedy dokładnie czytam umowy. Denerwuje mnie kiedy obsługa (często przy aplauzie innych klientów), próbuje mnie skłonić do “przelecenia” pierwszych stron umowy i szybkiego podpisania dokumentów. Przy czym nawyk czytania umów zawdzięczam nie tylko rodzicom, ale i nauczycielowi z liceum, który sypał anegdotkami o fatalnych skutkach nieczytania tego co się podpisuje.
Polska szkoła niestety uczy o zdarzeniach, datach, wielkościach i ilościach. Czyli o tym wszystkim, co można sprawdzić w encyklopedii. Tymczasem tego co najważniejsze: rozumowania, interpretowania, odnajdywania związków, myślenia funkcjonalnego, stosowania teorii w praktyce, wiedzy “jak”, a nie co” – wciąż brakuje. Co do czytania umów – to domyślam się, że w Polsce ludzie myślący budzą powszechne zdziwienie ;).
Zgadzam się, że szkoła powinna uczyć o prawie, tylko w sensowny sposób. Kiedy zaczęłam pracować z młodzieżą (edukacja pozaszkolna) nie mogłam uwierzyć, że dokładnie wiedzą np. ilu mamy posłów, znają daty początku i końca poszczególnych kadencji, ale mają problem z odpowiedzią na pytanie czym się zajmuje parlament czy jakie są obowiązki posłów i senatorów. Nie mogę też zrozumieć zdziwienia, jakie budzę w bankach itp. kiedy dokładnie czytam umowy. Denerwuje mnie kiedy obsługa (często przy aplauzie innych klientów), próbuje mnie skłonić do “przelecenia” pierwszych stron umowy i szybkiego podpisania dokumentów. Przy czym nawyk czytania umów zawdzięczam nie tylko rodzicom, ale i nauczycielowi z liceum, który sypał anegdotkami o fatalnych skutkach nieczytania tego co się podpisuje.
Polska szkoła niestety uczy o zdarzeniach, datach, wielkościach i ilościach. Czyli o tym wszystkim, co można sprawdzić w encyklopedii. Tymczasem tego co najważniejsze: rozumowania, interpretowania, odnajdywania związków, myślenia funkcjonalnego, stosowania teorii w praktyce, wiedzy “jak”, a nie co” – wciąż brakuje. Co do czytania umów – to domyślam się, że w Polsce ludzie myślący budzą powszechne zdziwienie ;).
Czytanie umów budziło zdumienie niektórych pań urzędniczek również w Niemczech.
Może same nie rozumiały, co dają Ci do podpisania i się dziwiły, że rozumiesz 🙂
Czytanie umów budziło zdumienie niektórych pań urzędniczek również w Niemczech.
Może same nie rozumiały, co dają Ci do podpisania i się dziwiły, że rozumiesz 🙂
Ja sobie to tłumaczyłam tak – one są wystarczająco zamożne, żeby nie czytać umów, a mnie po prostu nie stać na podpisywanie w ciemno.
Mnie też nie stać na głupotę 😉
Ja sobie to tłumaczyłam tak – one są wystarczająco zamożne, żeby nie czytać umów, a mnie po prostu nie stać na podpisywanie w ciemno.
Mnie też nie stać na głupotę 😉
Problemem jest chyba to, że nie myśli się u nas o konsekwencjach czynów, lecz działa się wedle zasady “jakoś to będzie”.
Choć faktem faktem, że konieczność “orzekanie zgodnie z polską racją stanu” – w sprawie o wydanie nieruchomości, czy “duch prawa górujący nad literą” – jak o wyjaśnienie działań contra legem – nie pomagają.
Problemem jest chyba to, że nie myśli się u nas o konsekwencjach czynów, lecz działa się wedle zasady “jakoś to będzie”.
Choć faktem faktem, że konieczność “orzekanie zgodnie z polską racją stanu” – w sprawie o wydanie nieruchomości, czy “duch prawa górujący nad literą” – jak o wyjaśnienie działań contra legem – nie pomagają.
Szanowna Pani narratorko
Z gory przepraszam za brak polskich znakow, ewentualne bledy interpunkcyjne, ortograficzne itd itp.
Sam blog subiektywnie uwazam, ze jest najwyzszych lotow. Swiadczy o tym stosunkowo niska liczba wyswietlen 🙂 Oczywiscie mowie powaznie, zaden to sarkazm, odwolalbym sie tu do krzywej Gaussa, ktora znajduje zastosowanie we wlasciwym opisywaniu zjawisk spolecznych, w tym przypadku tematyka bloga: prawo, psychologia, sposob argumentacji, slownictwo -nic dziwnego, ze znikoma czesc internetowej spolecznosci bedzie umiala sie tu odnalezc. Jest to prawo naturalne od zarania dziejow i nic na to nie poradzimy. Co innego dla mas, co innego dla zdecydowanych mniejszosci.
Ok, wracajac do tematu, dlaczego zachcialo mi sie zostawic komentarz? Z reguly sie z Pania zgadzam, w tym przypadku mam wrazenie, ze z racji wykonywania przez Pania zawodu nie jest Pani w stanie stanac po drugiej stronie barykady i rzetelniej przedstawic problem podejscia obywateli do prawa.
Co mam na mysli? Interesuje sie prawem hobbystycznie, po jakims czasie doszedlem do wniosku, ze mimo ze moj angielski jest daleki od proficient, to o wiele latwiej bylo mi zrozumiec angielskie paragrafy od polskich. Zaznaczam, ze jest to nie tylko moja opinia. W Polsce ludzie zajmujacy sie tworzeniem prawa zwyczajnie sie do tego nie nadaja, nie wykonuja swojej pracy nalezycie. Albo robia to celowo, komplikujac przepisy, stawiajac w ten sposob przecietnego Kowalskiego na planie glownym “Procesu” Kafki, albo sa dyletantami majacymi elementarne problemy z zastosowaniem logiki przy tworzeniu paragrafow. Najlepszym przykladem- nie trzeba szukac w wysublimowanych zrodlach, wystarczy znalezc demotywator ze zdjeciami ksiazek- wykladni prawa odnosnie VAT sprzed kilku lat i najnowsza wersje, ktorej objetosc przyprawia o mdlosci. Kolejna rzecz: jezyk prawniczy jest jezykiem w tzw. technical circles, swoistej kasty. Zdecydowana wiekszosc spoleczenstwa go nie rozumie i nie ma w tym niczego zlego, nie jest to wynikiem ignorancji lecz pewnego swiadomego oddzielania sie srodowiska prawniczo-sadowego od ludu w celu podtrzymywania businessu i wymuszania korzystania z uslug prawniczych. Malo kto zwraca uwage, ale jest obiektywna niesprawiedliwoscia spoleczna spisywanie umow z uzyciem slownictwa prawniczego i naklanianie obywatela do podpisania bez uprzedniej konsultacji z prawnikiem. Malo tego, by taki ordinary citizen byl pewny, ze nie jest oszukiwany, jest zmuszany do skorzystania z uslug prawnika, zatem cena finalna uslugi, produktu jest o wiele wyzsza, niz poczatkowo nam sie wydaje. Jest to typowe tworzenie sytuacji: Pan- poddany. W Anglii dluga historie ma istnienie CAB z darmowym dostepem, mimo, ze stopa zyciowa przecietnego obywatela Anglii jest srednio 4 razy wyzsza niz w Polsce. W Polsce najdrobniejsza konsultacja jest sporym wydatkiem dla obywatela biorac pod uwage jego zasoby finansowe, a przeciez on dostanie zaledwie interpretacje prawa, gdzie indziej ktos inny zaplaci innemu prawnikowi i otrzyma zupelnie inna wykladnie. Podsumowujac: Polacy widza od zarania dziejow, ze w Polsce prawo nie chroni obywatela, stawia go od razu na podrzednej pozycji, wzajemnie zaprzeczanie logiki paragrafow i poziom komplikacji sprzyja roznorodnosci interpretacji, kazda najbanalniejsza umowa, kontrakt jest coraz bardziej najezona terminami znanymi tylko prawnikom, jest to zwyczajnie extortion, gdyz zeruje sie tutaj na checi szybkiego kupienia przez klienta uslugi, produktu jednoczesnie swiadomie spychajac go na nieznane pole minowe kruczkow, liczac ze osoba taka zaniecha weryfikacji “kodu jezykowego”.
Pozdrawiam serdecznie 🙂
Dziękuję za miłe słowa :). Mam przede wszystkim wrażenie, że polscy posłowie mają znikomą wiedzę o prawie, dlatego jakość ustaw jest na bardzo niskim poziomie. W sądach zapanowała moda na obszerne uzasadnianie orzeczeń, w których to niewiele mądrych tez jednak można znaleźć. Orzeczenia z lat powojennych pisane jeszcze przez przez sędziów kształconych w innej epoce zaskakują pięknem, prostotą i trafnością wypowiedzi. Można powiedzieć, że obecnie prawnicy przyczyniają się do niskiego poziomu edukacji prawniczej społeczeństwa, a także i własnej. Dochodzi do tego biurokracja z UE wraz z takimi perełkami jak dyrektywa VAT. Trudno się w tym połapać specjaliście, a co dopiero laikowi. Pamiętać jednak trzeba, że prawo to świat norm, który ma uregulować działalność człowieka w różnych dziedzinach wiedzy – od medycyny, przez inżynierię po robienie codziennych zakupów. Tak jak świat fizyczny rządzi się wieloma prawami i ukrytymi zasadami, tak też jest ze światem norm. Trzeba je powoli poznawać, konstruować, dostrzegać błędy j je poprawiać. Następnie tę wiedzę zastosować do sytuacji. To trudny i skomplikowany proces.Jeszcze większy wysiłek intelektualny. Tak też jest w prawie common law, jednak z pozoru wydaje się ono łatwiejsze. Wbrew obiegowej opinii korzystanie z porad prawnych w codziennych sprawach nie jest drogie. Zależy to oczywiście od prawnika. Mam wrażenie, że ludzie wiedzą, że jedzenie kosztuje i kosztować musi – bo można go dotknąć i posmakować, zauważyć jego istnienie. Czas i nakład pracy będący wysiłkiem intelektualnym (większym lub mniejszym) fizycznej konsystencji nie ma, dlatego też trudniej zmierzyć jego wartość. Dostęp do bezpłatnych porad prawnych jest dla ubogich, tak jak bezpłatna żywność w stołówkach. Medycyna jest finansowana z podatków lub własnej kieszeni chorego. Praca prawnika też kosztuje, lecz ludziom się błędnie wydaje, że im ona nie jest potrzebna. Wraz z rozwojem internetu można z łatwością dotrzeć do wiedzy prawnej. Nie oznacza to, że z łatwością można ją zastosować. Do tego trzeba edukacji i doświadczenia. Szanujmy ludzi wykształconych, bo to oni nam pomogą w razie problemów.
A co do niskiej liczby wyświetleń, to mnie cieszy każdy czytelnik pojedynczo, a nie cała masa. Jestem zadowolona, że mam jeszcze dla kogo pisać. Zapraszam do ponownej wizyty i jeszcze raz dziękuję.
polska ma takie prawo , jacy sa i byli ludzie, ktorzy je napisali wylacznie dla siebe.polskie prawo to jeszcze prawo stalinowskie, i wczesniejsze prymitywne.np polska konstytutka ja powiedzial Jozef Pilsudski ( podobno konstytucja) bo najblizej jej do prostytutki, jest bezwartosciowym papierem. Ostatnia konstytucja napisala banda czerwonego magistra bez studiow kwasniewskiego, pod potrzeby POstkomunistycznej zlodziejskiej bandy , ktora dzieki tej konstytutce grabi do dzisiaj polske i polakow. zaprzeczanie tym faktom jest godne idioty.
Szanowna Pani narratorko
Z gory przepraszam za brak polskich znakow, ewentualne bledy interpunkcyjne, ortograficzne itd itp.
Sam blog subiektywnie uwazam, ze jest najwyzszych lotow. Swiadczy o tym stosunkowo niska liczba wyswietlen 🙂 Oczywiscie mowie powaznie, zaden to sarkazm, odwolalbym sie tu do krzywej Gaussa, ktora znajduje zastosowanie we wlasciwym opisywaniu zjawisk spolecznych, w tym przypadku tematyka bloga: prawo, psychologia, sposob argumentacji, slownictwo -nic dziwnego, ze znikoma czesc internetowej spolecznosci bedzie umiala sie tu odnalezc. Jest to prawo naturalne od zarania dziejow i nic na to nie poradzimy. Co innego dla mas, co innego dla zdecydowanych mniejszosci.
Ok, wracajac do tematu, dlaczego zachcialo mi sie zostawic komentarz? Z reguly sie z Pania zgadzam, w tym przypadku mam wrazenie, ze z racji wykonywania przez Pania zawodu nie jest Pani w stanie stanac po drugiej stronie barykady i rzetelniej przedstawic problem podejscia obywateli do prawa.
Co mam na mysli? Interesuje sie prawem hobbystycznie, po jakims czasie doszedlem do wniosku, ze mimo ze moj angielski jest daleki od proficient, to o wiele latwiej bylo mi zrozumiec angielskie paragrafy od polskich. Zaznaczam, ze jest to nie tylko moja opinia. W Polsce ludzie zajmujacy sie tworzeniem prawa zwyczajnie sie do tego nie nadaja, nie wykonuja swojej pracy nalezycie. Albo robia to celowo, komplikujac przepisy, stawiajac w ten sposob przecietnego Kowalskiego na planie glownym “Procesu” Kafki, albo sa dyletantami majacymi elementarne problemy z zastosowaniem logiki przy tworzeniu paragrafow. Najlepszym przykladem- nie trzeba szukac w wysublimowanych zrodlach, wystarczy znalezc demotywator ze zdjeciami ksiazek- wykladni prawa odnosnie VAT sprzed kilku lat i najnowsza wersje, ktorej objetosc przyprawia o mdlosci. Kolejna rzecz: jezyk prawniczy jest jezykiem w tzw. technical circles, swoistej kasty. Zdecydowana wiekszosc spoleczenstwa go nie rozumie i nie ma w tym niczego zlego, nie jest to wynikiem ignorancji lecz pewnego swiadomego oddzielania sie srodowiska prawniczo-sadowego od ludu w celu podtrzymywania businessu i wymuszania korzystania z uslug prawniczych. Malo kto zwraca uwage, ale jest obiektywna niesprawiedliwoscia spoleczna spisywanie umow z uzyciem slownictwa prawniczego i naklanianie obywatela do podpisania bez uprzedniej konsultacji z prawnikiem. Malo tego, by taki ordinary citizen byl pewny, ze nie jest oszukiwany, jest zmuszany do skorzystania z uslug prawnika, zatem cena finalna uslugi, produktu jest o wiele wyzsza, niz poczatkowo nam sie wydaje. Jest to typowe tworzenie sytuacji: Pan- poddany. W Anglii dluga historie ma istnienie CAB z darmowym dostepem, mimo, ze stopa zyciowa przecietnego obywatela Anglii jest srednio 4 razy wyzsza niz w Polsce. W Polsce najdrobniejsza konsultacja jest sporym wydatkiem dla obywatela biorac pod uwage jego zasoby finansowe, a przeciez on dostanie zaledwie interpretacje prawa, gdzie indziej ktos inny zaplaci innemu prawnikowi i otrzyma zupelnie inna wykladnie. Podsumowujac: Polacy widza od zarania dziejow, ze w Polsce prawo nie chroni obywatela, stawia go od razu na podrzednej pozycji, wzajemnie zaprzeczanie logiki paragrafow i poziom komplikacji sprzyja roznorodnosci interpretacji, kazda najbanalniejsza umowa, kontrakt jest coraz bardziej najezona terminami znanymi tylko prawnikom, jest to zwyczajnie extortion, gdyz zeruje sie tutaj na checi szybkiego kupienia przez klienta uslugi, produktu jednoczesnie swiadomie spychajac go na nieznane pole minowe kruczkow, liczac ze osoba taka zaniecha weryfikacji “kodu jezykowego”.
Pozdrawiam serdecznie 🙂
Dziękuję za miłe słowa :). Mam przede wszystkim wrażenie, że polscy posłowie mają znikomą wiedzę o prawie, dlatego jakość ustaw jest na bardzo niskim poziomie. W sądach zapanowała moda na obszerne uzasadnianie orzeczeń, w których to niewiele mądrych tez jednak można znaleźć. Orzeczenia z lat powojennych pisane jeszcze przez przez sędziów kształconych w innej epoce zaskakują pięknem, prostotą i trafnością wypowiedzi. Można powiedzieć, że obecnie prawnicy przyczyniają się do niskiego poziomu edukacji prawniczej społeczeństwa, a także i własnej. Dochodzi do tego biurokracja z UE wraz z takimi perełkami jak dyrektywa VAT. Trudno się w tym połapać specjaliście, a co dopiero laikowi. Pamiętać jednak trzeba, że prawo to świat norm, który ma uregulować działalność człowieka w różnych dziedzinach wiedzy – od medycyny, przez inżynierię po robienie codziennych zakupów. Tak jak świat fizyczny rządzi się wieloma prawami i ukrytymi zasadami, tak też jest ze światem norm. Trzeba je powoli poznawać, konstruować, dostrzegać błędy j je poprawiać. Następnie tę wiedzę zastosować do sytuacji. To trudny i skomplikowany proces.Jeszcze większy wysiłek intelektualny. Tak też jest w prawie common law, jednak z pozoru wydaje się ono łatwiejsze. Wbrew obiegowej opinii korzystanie z porad prawnych w codziennych sprawach nie jest drogie. Zależy to oczywiście od prawnika. Mam wrażenie, że ludzie wiedzą, że jedzenie kosztuje i kosztować musi – bo można go dotknąć i posmakować, zauważyć jego istnienie. Czas i nakład pracy będący wysiłkiem intelektualnym (większym lub mniejszym) fizycznej konsystencji nie ma, dlatego też trudniej zmierzyć jego wartość. Dostęp do bezpłatnych porad prawnych jest dla ubogich, tak jak bezpłatna żywność w stołówkach. Medycyna jest finansowana z podatków lub własnej kieszeni chorego. Praca prawnika też kosztuje, lecz ludziom się błędnie wydaje, że im ona nie jest potrzebna. Wraz z rozwojem internetu można z łatwością dotrzeć do wiedzy prawnej. Nie oznacza to, że z łatwością można ją zastosować. Do tego trzeba edukacji i doświadczenia. Szanujmy ludzi wykształconych, bo to oni nam pomogą w razie problemów.
A co do niskiej liczby wyświetleń, to mnie cieszy każdy czytelnik pojedynczo, a nie cała masa. Jestem zadowolona, że mam jeszcze dla kogo pisać. Zapraszam do ponownej wizyty i jeszcze raz dziękuję.
polska ma takie prawo , jacy sa i byli ludzie, ktorzy je napisali wylacznie dla siebe.polskie prawo to jeszcze prawo stalinowskie, i wczesniejsze prymitywne.np polska konstytutka ja powiedzial Jozef Pilsudski ( podobno konstytucja) bo najblizej jej do prostytutki, jest bezwartosciowym papierem. Ostatnia konstytucja napisala banda czerwonego magistra bez studiow kwasniewskiego, pod potrzeby POstkomunistycznej zlodziejskiej bandy , ktora dzieki tej konstytutce grabi do dzisiaj polske i polakow. zaprzeczanie tym faktom jest godne idioty.
brak szacunku to temat rzeka. Nie tylko dla prawa ale wobec wszystkiego i wszystkich wokół. Polacy tak jakoś ogólnie nie szanują innych ludzi. To jedna z naszych głównych, złych cech
Nie wiem czy to jakaś nasza cecha narodowa, znam ludzi szanujących siebie i innych, ale rzeczywiście w porównaniu do innych narodów odstajemy na niekorzyść.
nie znam wszystkich narodów 🙂 ale z tych co znam, tylko polski ma taki brak szacunku dla bliźnich. Dlatego twierdzę, że to niestety nasza narodowa cecha …
🙂
brak szacunku to temat rzeka. Nie tylko dla prawa ale wobec wszystkiego i wszystkich wokół. Polacy tak jakoś ogólnie nie szanują innych ludzi. To jedna z naszych głównych, złych cech
Nie wiem czy to jakaś nasza cecha narodowa, znam ludzi szanujących siebie i innych, ale rzeczywiście w porównaniu do innych narodów odstajemy na niekorzyść.
nie znam wszystkich narodów 🙂 ale z tych co znam, tylko polski ma taki brak szacunku dla bliźnich. Dlatego twierdzę, że to niestety nasza narodowa cecha …
🙂
Bardzo się cieszę, z pojawiających się takich artykułów i wypowiedzi. To jest smutna prawda. Nie znamy prawa i nie potrafimy go interpretować jednak wypowiadamy się ochoczo. Problem z interpretacją pojawia się nie tylko w zagadnieniach prawnych, także należy wspomnieć o innych dziedzinach. Zauważyłam zasadniczy problem mamy masę niewykształconych magistrów. A co za tym idzie mamy problem z moralnością i etyką. Jest to przykre, bo oznacza regres i to już nie do złotego antyku…
Tak niestety jest, natomiast oczywiście uważamy, że na wszystkim znamy się najlepiej.
To bączka naszych czasów. Przerażającym zjawiskiem jest posługiwaniem się stereotypami i ogólnikami. Wszelki zło nazywamy tradycją. I pokutuje przeświadczenie, że polski system nauczania jest na wysokim poziomie – nie prawda. Na co dzień jesteśmy karmieni psychologią podwórkową (tak prof. Kofta zgrzyta zębami – nie podwórkowa tylko naiwna) i większość ludzi ją powtarza. Mamy XXI wiek a kobiety są nadal ronione przez psychologię podwórkową. Boli mnie zachowanie wielu prawników i prokuratorów. Dlatego fruwam w niebiosa gdy spotykam takie osoby jak Ty.
U mnie mówiono o psychologii potocznej, czasami naiwnej (choć prof. Kofta znany jest mi jedynie z książek). Ja osobiście często nazywam tę pseudowiedzę psychologią rynsztokową – bo taka w niej jest rola kobiety (niestety). Jesteśmy wciąż intelektualną prowincją i to w dodatku bez motywacji do poprawy. Na szczęcie to się powoli zmienia – na naszym podwórku. Dzięki, że znalazłaś czas, żeby poczytać tego bloga 🙂
Rysztokowa też ładnie 😉 No ja miałam szczęście szczęście uczęszczać na wykłady i fakultety do profesora cudowny 🙂 Krysia także 🙂 Tu jest dużo do zrobienia i chyba znalazłam kanał poprawy. Bolesne jest to, że wiele kobiet same sobie szkodzi. Z przyjemnością się czyta Twojego bloga
Bardzo się cieszę, z pojawiających się takich artykułów i wypowiedzi. To jest smutna prawda. Nie znamy prawa i nie potrafimy go interpretować jednak wypowiadamy się ochoczo. Problem z interpretacją pojawia się nie tylko w zagadnieniach prawnych, także należy wspomnieć o innych dziedzinach. Zauważyłam zasadniczy problem mamy masę niewykształconych magistrów. A co za tym idzie mamy problem z moralnością i etyką. Jest to przykre, bo oznacza regres i to już nie do złotego antyku…
Tak niestety jest, natomiast oczywiście uważamy, że na wszystkim znamy się najlepiej.
To bączka naszych czasów. Przerażającym zjawiskiem jest posługiwaniem się stereotypami i ogólnikami. Wszelki zło nazywamy tradycją. I pokutuje przeświadczenie, że polski system nauczania jest na wysokim poziomie – nie prawda. Na co dzień jesteśmy karmieni psychologią podwórkową (tak prof. Kofta zgrzyta zębami – nie podwórkowa tylko naiwna) i większość ludzi ją powtarza. Mamy XXI wiek a kobiety są nadal ronione przez psychologię podwórkową. Boli mnie zachowanie wielu prawników i prokuratorów. Dlatego fruwam w niebiosa gdy spotykam takie osoby jak Ty.
U mnie mówiono o psychologii potocznej, czasami naiwnej (choć prof. Kofta znany jest mi jedynie z książek). Ja osobiście często nazywam tę pseudowiedzę psychologią rynsztokową – bo taka w niej jest rola kobiety (niestety). Jesteśmy wciąż intelektualną prowincją i to w dodatku bez motywacji do poprawy. Na szczęcie to się powoli zmienia – na naszym podwórku. Dzięki, że znalazłaś czas, żeby poczytać tego bloga 🙂
Rysztokowa też ładnie 😉 No ja miałam szczęście szczęście uczęszczać na wykłady i fakultety do profesora cudowny 🙂 Krysia także 🙂 Tu jest dużo do zrobienia i chyba znalazłam kanał poprawy. Bolesne jest to, że wiele kobiet same sobie szkodzi. Z przyjemnością się czyta Twojego bloga
Bo u nas ile ludzi, tyle prawd. Każdy czuje się specjalistą, a najczęściej wiedza pochodzi z filmów i telewizji, to tak jak wykształcenie z ośmiu sezonów House’a! Mało tego, jak sobie przypomnę poziom WOS-u z podstawówki, czy liceum, to nic tylko usiąść i płakać! Bardzo ważny temat poruszyłaś, jak zwykle klarownie i z sensem napisane. Super 🙂
Jak miło, że riposta jest z nami. Dzięki 😉
Riposta w szalonym pędzie cały czas, ale w końcu znajdzie czas, żeby dobrej lekturze się oddać 🙂
Bo u nas ile ludzi, tyle prawd. Każdy czuje się specjalistą, a najczęściej wiedza pochodzi z filmów i telewizji, to tak jak wykształcenie z ośmiu sezonów House’a! Mało tego, jak sobie przypomnę poziom WOS-u z podstawówki, czy liceum, to nic tylko usiąść i płakać! Bardzo ważny temat poruszyłaś, jak zwykle klarownie i z sensem napisane. Super 🙂
Jak miło, że riposta jest z nami. Dzięki 😉
Riposta w szalonym pędzie cały czas, ale w końcu znajdzie czas, żeby dobrej lekturze się oddać 🙂
kazdy kij ma dwa końce. Może to się bierze częściowo też z tego powodu że stróże prawa w Polsce (policja) nie ma poszanowania dla ludzi? W irlandii miałam do czynienia z tutejszą policją (czyli garda) tylko raz do tej pory przy okazji potwierdzenia tożsamości aby móc się zarejestrować do wzięcia udziału w głosowaniu w lokalnych wyborach. Było bardzo śmiesznie i przyjaźnie a pan policjant powiedział, że nie musi oglądać mojego dowodu tożsamości bo przecież wiadomo że ja to ja no bo dlaczego ktoś miałby za mnie przyjść się rejestrować… 🙂
Dodam, że zwykłe przechodzenie na czerwownym świetle jest jak wszedzie nielegalne a wszyscy tabunami chodzą, nawet przed samochodem policyjnym. Irlandczycy na moje początkowe zdziwienie tym faktem… dziwili się mi, mówiąc: przecież przechodząc na czerwonym świetle kazdy podejmuje ryzyko w swoim imieniu i po co kogoś za to ścigać. Inna sprawa, że tutejsi kierowcy jeżdżąc po ulicach nie ścigają się w formule jeden i są szczególnie ostrożni przy przejściu dla pieszych.
Pozdrawiam
Nie da się ukryć, że polskie władze nie są szczególnie przyjazne. Niestety.
kazdy kij ma dwa końce. Może to się bierze częściowo też z tego powodu że stróże prawa w Polsce (policja) nie ma poszanowania dla ludzi? W irlandii miałam do czynienia z tutejszą policją (czyli garda) tylko raz do tej pory przy okazji potwierdzenia tożsamości aby móc się zarejestrować do wzięcia udziału w głosowaniu w lokalnych wyborach. Było bardzo śmiesznie i przyjaźnie a pan policjant powiedział, że nie musi oglądać mojego dowodu tożsamości bo przecież wiadomo że ja to ja no bo dlaczego ktoś miałby za mnie przyjść się rejestrować… 🙂
Dodam, że zwykłe przechodzenie na czerwownym świetle jest jak wszedzie nielegalne a wszyscy tabunami chodzą, nawet przed samochodem policyjnym. Irlandczycy na moje początkowe zdziwienie tym faktem… dziwili się mi, mówiąc: przecież przechodząc na czerwonym świetle kazdy podejmuje ryzyko w swoim imieniu i po co kogoś za to ścigać. Inna sprawa, że tutejsi kierowcy jeżdżąc po ulicach nie ścigają się w formule jeden i są szczególnie ostrożni przy przejściu dla pieszych.
Pozdrawiam
Nie da się ukryć, że polskie władze nie są szczególnie przyjazne. Niestety.
Sliding Sidebar
Najbardziej popularne